4 stycznia 2014

Udawana bezsenność...

Zamiast iść jak człowiek spać, siedzę i słucham na Spotify Contemporary Noise Quintet - Pig Inside the Gentleman i w kółko Dawida Podsiadło. I to wcale nie jest dobre. Szczególnie, że zaczyna na mnie działać to melancholijnie, a kawałek No Part II już w zupełności (choć pomimo, że się nieznam mam wrażenie, że w pewnych momentach śpiewa nie "czysko").
Znowu miałam dziwaczne sny i w dodatku śnił mi się M. No niby w zasadzie nic, ale dałoby mi to już święty spokój. Bo ile razy może się śnić, że go spotykam i albo opierdalam, że się nie odzywa, albo zachowuje się jakby mnie nie znał/ nie widział? Tak samo ile może mi się śnić A., z którą nie mam kontaktu ponad 10 lat, a w śnie "jesteśmy w końcu pogodzone"... Ile razy może mi się śnić mieszkanie w bloku, w którym nie mieszkam co najmniej od 12 lat? Męczące jest ciągłe w nim "przebywaniu" i sprawdzaniu jak w nim teraz jest. Do powtarzających się wątków należy również: (nie)żyjący dziadek (J.)W., za którym ostatnio od czasu do czasu zdarza mi się tęsknić; kuchenka gazowa której nie mogę wyłączyć; chęć ucieczki z biegiem jak na zwolnionej klatce filmu, czyli chce biec a nie mogę oraz zdarza mi się czasami (jednak) gdzieś polecieć, unieś się ponad ziemią.
Do "męczącego" snu należy jeszcze to jak chce, żeby miał dalszą ciąg, albo jak najszybciej przeszedł na zupełnie coś innego....
Tak czy siak często gęsto jeśli siedzę po nocy jest to w zupełności nie potrzebne. Tak jak dzisiaj, bo to co chciałam zrobić już dawno zrobiłam. Zostało tylko bezproduktywne przeglądanie internetu i wpadanie w otępiającą bezsilność. Ale miejmy nadzieję, że mimo tego w dzień zrobię coś "produktywnego".
Łyżwy, których uczę się jeździć? Uszycie czegoś? Zakupy w Kielcach? Czytanie Potopu, który powinnam przeczytać w liceum? Czy chodzenie cały dzień w posępnym humorze?


P.S. Dostałam odpowiedź na pytanie z poprzedniej notki. W zaskakujący sposób, ale jednak. I niestety, nie jest to dobry Samarytanin...

27 września 2013

Dobry Samarytanin czy Jeleń wpuszczony w maliny?

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście na spacerze (najlepiej na taki przy brzydkiej pogodzie). Zaczepia was facet, który wygląda na normalnego przeciętniaka. Nie typowego, polskiego żula. Normalny przeciętniak. Zaczyna gadać jak poparzony, że jest z daleka i potrzebuje pieniędzy na bilet. A jak dostanie tylko wypłatę odda pieniądze. Na dowód dobrych zamiarów pokazuje dowód osobisty i prawo jazdy, trzyma zwykły telefon komórkowy i mówi, że jak mu pomożesz weźmie twój nr telefonu i skontaktuje się później z tobą w sprawie oddania długu. Wplata w to wszystko, że jest optymistą i osobą wierzącą. Wierzy, że ktoś nad nim czuwa, i że taka osoba (wierząca) mu pomoże (nie wyglądana na światka jehowy). Co robicie, zważając, że bilet nie jest tani?
Dobrze. To teraz chcecie mu pomóc, bo wzbudził wasze zaufanie. Nie macie pieniędzy przy sobie, a do bankomatu jest z 15 minut drogi. Co robicie?
Pewnie z 95% z was odpuściłoby przy pierwszym wyobrażeniu i nie pomogło mu. Przy drugim wyobrażeniu 99% z tych pozostałych też by odpuściła i mu nie pomogła. Czyli ma bardzo marne szanse na uzyskanie pomocy, jeśli jest prawdziwa.
Z czego to wynika? Bo przecież nie z tego, że jest prawie koniec miesiąca i nie macie pieniędzy na koncie jak ten facet. Nie. To wynika z szerzącej się nieufności do ludzi, bo za dużo chodzi po tym świecie oszustów i osób manipulujących innych. I tylko taki jelenie jak ja dają się czasami podejść, a nie jestem jeszcze na emeryturze. Ba! Nie mam nawet jeszcze pracy.
Co mnie do tego posunęło oprócz braku asertywności i zbyt duża empatia? Jedyne co przychodzi mi do głowy, na co mogę to zwalić to wychowanie, które nie uważam za złe, ale w tym wypadku naiwne. Usłyszałam kiedyś, że ludziom trzeba pomagać, bo "energia" potem do ciebie wraca. Ta dobra i ta zła.
Nie wiem czy "kupowanie energii" faktycznie ma coś w sobie czy nie, ale w dzisiejszym wypadku czuję się jak jeleń wpuszczony w maliny, a nie jak dobry Samarytanin, który ratuje człowieka z opresji. I choć już zdarzyło mi się "pomagać" wpierając kogoś finansowo, dzisiaj czuję się naprawdę dziwnie. I nie wiem czy chodzi tu o to, że dałam się tak podejść, czy o to, że faktycznie ten człowiek może się ze mną skontaktować i oddać mi pieniądze? Na domiar złego, a w zasadzie chyba dla pogorszenia humoru sprawdziłam ile może kosztować domniemany bilet, i dodatkowe, lub inne opcje pomocy. Ale może faktycznie "dobra energia" do mnie wróci? Za tą cenę powinna.

25 sierpnia 2013

Zaskakujące pomysły

Nie wiedzieć za bardzo czemu, ostatnio przychodzą mi do głowy dziwne pomysły. To znaczy z mojego punktu widzenia są one dziwaczne. Bo jak inaczej można podejść do chęci (spróbowania) nauczenia się kładzenia płytek na ścianę? Podobno to żadna filozofia. Na ścianach zaczyna się od dołu, trzeba równo położyć klej na powierzchni i trochę na płytki, i robić szczeliny przy pomocy krzyżyków, a potem zafugować. Z mojej wyobraźni wynika, że najtrudniejsze jest docinanie płytek, tak żeby były idealnie dopasowane. Hmm... to nie może być takie trudne. Jedna z moich cioć w swoim domu (i chyba nie tylko) sama kładła płytki, i trochę tego było. To samo chyba dotyczy się chęci robienia mozajek. A już w ogóle dziwnym pomysłem jest chęć produkowania samej ceramiki, pomijając fakt, że mam fachowca pod ręką.
Kolejnym dosyć dziwnym pomysłem jest to, że chętnie "nauczyłabym się" stolarki meblowej. Pewnie wynika to z tego, że napaliłam się na zrobienie stojaka na ręczniki do łazienki, bo ten co jest trochę się zużył, i przydałby się trochę większy. W tej chwili, ja swoje ręczniki trzyma... na stojaku, który miał być na ubrania, i który... też sama zrobiłam. I to dawno, dawno temu. Za piękny może nie jest, ale do tej pory się nie rozleciał i spełnia swoją funkcję. To znaczy najlepiej mi się na nim suszy ręczniki, bo ubrania nadal najchętniej rzucam na krzesło. Wracając do stojaka. Od tygodnia zmienia trochę swój wygląd w mojej głowie i ciągle zastanawiam się jak go najlepiej poskładać. Byłam dzisiaj nawet w Castoramie, żeby się rozejrzeć za elementami, a w poniedziałek może wybiorę się do jeszcze innego sklepu. W każdym bądź razie bardzo, bardzo, bardzo chciałabym go zrobić, i żeby dobrze wyglądał i był funkcjonalny. A tak w ogóle to nie jedyny pomysł, który chciałabym zrealizować, jeśli chodzi o drewno. Co jestem w łazience, chciałbym zrobić szafkę pod umywalkę, bo jakoś mi tam strasznie łyso. Poza tym kłębi mi się pomysł na wieszak na ręczniki z półką i drewniane doniczki z "systemem nawadniania".
Jednak najbardziej szalonym pomysłem, a właściwie marzeniem jakiem mam to jest otworzenie pracowni z własnoręcznie zrobionymi rzeczami, które chciałabym, żeby nie wyglądały zbyt kiczowato i jarmarcznie. Żebym mogła "żyć" z robienia okazjonalnych kartek, ozdób świątecznych, biżuterii, czy rzeczy, które wyposażają i upiększają domu.....
Taaa.... dużo tego "chciałabym"...

25 lipca 2013

Zacięłam się

Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie.... Potrzeby, decyzje, gospodarstwa domowe, badania, ankieta, dane, analiza.... Co ma jedno do drugiego? W zasadzie nic. Oprócz tego, że jedno i drugie sprawia mi nie jaką trudność. Jedno jest łamańcem językowym, drugie to pojęcia związane z moją pracą magisterską, którą już dawno powinnam napisać i oddać do sprawdzenia. A prawda jest taka, że nie mogę się zebrać do jej pisania. Od ładnych paru miesięcy mam tylko nie całe 4 strony pracy, rozwiązaną ankietę, którą wprowadziłam to Excela, zainstalowane dwa programy do analiz matematycznych i stertę nieprzeczytanych książek. W ramach przyzwoitości do końca września powinnam ją mieć napisaną. Jeśli będzie mi szło jak do tej pory, to ciężko będzie. Na razie w ramach rozruszania moich szarych komórek, próbuję napisać tą notkę. I szczerze powiedziawszy nawet to idzie mi bardzo mozolnie. Czyżbym nie mogła pozbierać myśli do kupy? Czy przez wrodzone lenistwo nie czuję gilotyny na szyi, która kazałaby mi to napisać? Czy ogarnęła mnie nuda, której definicja z Wikipedii mnie zaskoczyła (już bliższa jest mi definicja sjp z pwn, ). ... Od soboty siedzę w domu przez co zrobił mi się większy metraż, ale też przez to, nie wiem czemu, ciągle chce mi się jeść. W sobotę byłam na grillu. W niedzielę przyjechała ciocia z Warszawy. W poniedziałek ubzdurało mi się przestawianie mebli, które skończyło się jedynie na zmianie ich kolejności, a potem spacer. We wtorek było sprzątanie i spacer. W środę dwa spacery i kupienie kawy, bo przez cały dzień chciało mi się spać. Dzisiaj mamy szczęśliwie czwartek i od rana nie mogę się zebrać do pisania. Jak na razie wyjęłam książki z walizki ustawiając je w stosik na stole, zrobiłam tyci porządek z plikami, przeczytałam te nieszczęsne, niecałe 4 strony pracy i żyję nadzieją, że się rozkręcę pisząc tutaj.... Jednak jedyne co na razie czuję, to nieustającą chęć zjedzenia czegoś i poziewania sobie, co wcale nie musi oznaczać, że kawa przestała działać i powinnam się zdrzemnąć. Byłam z mamą u babci, bo była umówiona wywózka elektrośmieci. Poszły 3 radia, froterka, odkurzacz, 2 lodówki, części z telewizora, 2 bojlery, płyta do gotowania, telewizor, adapter. I okazało się, że została jeszcze jedna duża lodówka, której nie zauważyłyśmy, bo stała gdzieś w zagraconym kącie, a dodatkowo w piwnicy nie było światła. No cóż, mówi się trudno. Może następnym razem. Natomiast zostało jeszcze jedno radio na moje życzenie, może kiedyś "zagracę" sobie nim pomieszczenie, ponieważ jest duże, prawie antyczne. U cioci w Krakowie takie stoi w pokoju. A tak w ogóle w tych piwnicach jest naprawdę dużo rzeczy, które powinno się wyrzucić, bo trzeba byłoby być nieźle zakręconym i mieć sporo czasu, żeby coś z tego wykombinować, a i tak jeszcze dużo zostałoby do wyrzucenia. Choć stojąc w piwnicy, widząc chyba z 2 szafki i dwa stoliki, naszła mnie, że chętnie spróbowałabym renowacji tych mebli poprzez decoupage. Ciekawe czy coś by z tego było. Ta, ma sporo pomysłów, tylko że na nich się kończy. Bo pomijając obowiązek napisania pracy magisterskiej, po głowie czasami chodzą mi różne pomysły. Jakie? Na przykład czemu nie mogliby zelektronizować poczty polskiej po przez częściowe załatwienie spraw przez internet, bądź wprowadzenia automatów na pocztach. Założenia firmy zajmującą się kartkami pocztowymi (okolicznościowymi). Wykonanie obraz przy pomocy styropianu i materiału. Napisanie książki.... Pisanie bloga (blogów)... A dodatkowo muszę zrobić album i skończyć parę rzeczy, które zaczęłam. Tak, zalążki paru rzeczy mam w głowie, tylko co z tego, skoro większość i tak nie ujrzy światła dziennego. Musiałabym się naprawdę zaprzeć, żeby spełnić chociaż część. Dobra, bo zaczynam marudzić. Tekst wyszedł spory, ale zapewne mało treściwie i sensownie. Na dodatek wcale nie czuję rozruszania szarych komórek i chęci pisania pracy magisterskiej. Teraz jedynie na co mam ochotę i na czym się skończy to prysznic i film, którym będę znowu próbować wyłączenia jakiegokolwiek myślenia, łącznie z tym potrzebnym i nie potrzebnym....

Gary Jules- Mad World From Donnie Darko